niedziela, 5 października 2014

Sposób na buraka czyli - karmelizowane pieczone pikantne buraczki

Dobry obiad to przede wszystkim smaczne dodatki. Zawsze staram się dobierać tak potrawy, aby ich smaki wzajemnie się uzupełniały. Co ciekawe, czasem jako pierwszy wymyślam dodatek i dopiero wokół niego buduję resztę dania. I tak ostatnio eksplorując zasoby i możliwości Mamowego ogródka poprosiłam o porcję małych buraczków - od razu z zamysłem późniejszego ich skarmelizowania. Jeśli ktoś uważa, że buraki jadalne są tylko w postaci barszczu polecam sprawdzić moją metodę na buraka :)

poniedziałek, 15 września 2014

faszerowany duet, czyli papryka z indykiem

Blog nieco pokrył się kurzem w przeciwieństwie do mojego życia, które wijąc się niczym wąż, miało ochotę zrzucić dotychczasową skórę. Pewne sprawy zmieniają nasz los niekoniecznie w sposób do którego jesteśmy przyzwyczajeni. W takiej sytuacji tylko jedno jest pewne, zamiłowanie do dobrego jedzenia :)
Dzisiejszą inspiracją była nadziewana papryka. Ogólnie muszę powiedzieć, że jestem zwolenniczką nadziewania "wszystkiego", ze względu na możliwość łączenia i przenikania smaków. W tej kompozycji potrzebujemy dwóch dużych papryk, jednej piersi indyka, kilka pomidorków i cały tabun pieczarek! Zatem zaczynamy :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zestaw naprawczy – napój na gorące i ciężkie dni


Nie ma co ukrywać, bywają takie dni, zwłaszcza po piątku lub sobocie, gdy wstawanie idzie bardzo ciężko. Z niewyjaśnionych powodów, gardło dręczy pora sucha, a kończony wydają się dziwnie ciężkie. Podnoszenie się z tego stanu, nie jest proste, ale też nie jest tak trudne jak mogłoby się wydawać. Chodzi przede wszystkim o uzupełnienie minerałów, nawodnienie i ochłodzenie organizmu. Brzmi rozsądnie, zwykle wystarczy sięgnąć do lodówki po sok pomarańczowy, wypić dwie szklanki i życie nabiera znośnego wymiaru. OK, ale co jeśli nagle okazuje się, że: po pierwsze ktoś już wypił sok, po drugie ku naszemu zaskoczeniu i wbrew wszelkim przypuszczeniom na sklepie (ostatniej desce ratunku) odkrywamy kartę z napisem „Zamknięte z powodu Zielonych Świątek”? Oczywiście w pierwszej kolejności zadajemy sobie pytanie, co to są te zielone świątki, ale już w kolejnej chwili dopada nas największa rozpacz, czym zaspokoić pragnienie? W takiej chwili najlepiej przyjrzeć się raz jeszcze zawartości swojej lodówki. W ten oto sposób przygotowałam ostatnio niezwykle świeży, rześki i zdrowy napój, idealny na upały oraz na stany wzmożonego odczuwania ziemskiego ciążenia.

niedziela, 18 maja 2014

z szydełkiem w świecie belly dance

Do mojej kolekcji szydełkowych robótek dołączyła jakiś czas temu chusta do tańca. Pochłonęła całkiem sporo zimowych wieczorów, zwłaszcza, że wykonana została bardzo cienkim szydełkiem, przy którym człowiek ma wrażenie, że praca wcale nie posuwa się do przodu. Samą chustę skończyłam już jakiś czas temu, ale czym jest tribalowa chusta bez pasa? I to kolejny element, któremu poświęciłam sporo uwagi, głównie rozmyślając i planując, z czego go wykonać, aby uniósł całkiem ciężkie ozdóbki. W końcu udało mi się zakupić dwa długie gumowe pasy, za które zapłaciłam istne gorsze w jakiejś supermarketowej przecenie.

niedziela, 4 maja 2014

Apetyczny mus do ciała

Obiecałam sobie, że będę pisać tylko o ciekawszych produktach, które w kategorii kremów uda mi się osiągnąć – zwłaszcza, że bloga prowadzę głównie dla siebie samej.
Balsam jak balsam, przyzwyczajona już do dobrodziejstw składników naturalnych uznałam, że będzie to zwyczajne smarowidło na co dzień. Sporządziłam na szybko w notatniku proporcje dla 300g kremu. Standardowo rozpuściłam składniki, odczekałam aż przestygną i wlałam fazę olejową do wodnej i... mieszadełko nie dało rady. Masa okazała się zbyt gęsta i ciężka. Dosłownie 40 minut wcześniej nie udało mi się ubić śmietany do ciasta, a teraz TO! Lekko poirytowana chwyciłam za ostatnią deskę ratunku, czyli blender. Miksowałam krem ponad 5minut, aż składniki dobrze się połączyły, a masa była jednolita i dobrze napowietrzona. Gotową masę przelałam do słoiczków. Wszystko wyglądało przyzwoicie. Schowałam krem do lodówki i zostawiłam go tam na całą noc. Rano, po porannym prysznicu ruszyłam lekko zniechęcona w stronę kuchni i lodówki, wyciągnęłam słoiczek z kremem, postawiłam przed sobą. Mój lekko zaspany umysł gotowy był na wszystko, ale nie na tak pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że krem w swojej konsystencji jest puszysty i przypomina delikatny mus albo, jak kto woli, ubitą śmietankę. Rozprowadzał się cudownie, delikatnie, a dodatkowo po całej nocy przeszedł zapachem masła kakaowego neutralizując zupełnie woń masła karite (której swoją drogą nie lubię). Soł, hał aj mejd it:

czwartek, 10 kwietnia 2014

rzeczywistość urojona, czyli w pogoni za czasem

Świat jest niedoskonały - najbardziej trywialne słowa, jakie można wypowiedzieć, ale równocześnie najbardziej prawdziwe. Ta niedoskonałość nie kryje się w samym świecie, jako takim, ale w naturze człowieka. To ona jest niedoskonała, bo zawsze czegoś pragnie, bo chce widzieć świat idealnym. I to pragnienie jest najbardziej rozdzierającym wnętrze człowieka czynnikiem, który czasem, tak trudno zdefiniować. I mimo to, mimo, że to wszystko wiem nadal pragnę i nadal podążam za najbardziej nieuchwytnymi wrażeniami.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Mała rzecz a cieszy, czyli antycellulitowy balsam do ciała z algami

Małe rzeczy odróżniają od siebie poszczególne dni, dziś od wczoraj, wczoraj od kiedyś. W każdym jednym dniu, można odnaleźć coś wyjątkowego, drobny sukces, małą przyjemność, udany żat, czy też szczególny uśmiech znad kubka kawy. Nałogowo zapamiętuję szczegóły, bo tworzą wielobarwne tło mojego życia. Wieczorem, gdy leżę w łóżku, tuż przed snem, przymykam oczy i przypominam sobie niektóre detale. Jeśli wtedy mimowolnie uśmiechnę się, mogę zasnąć, nie mogąc doczekać się kolejnego dnia.

niedziela, 30 marca 2014

Siała baba mak - czyli sadzenie ziół w kuchni

Świeże zioła w kuchni - marzenie każdej kochającej gotowanie istoty. Dlatego, kiedy tylko na mailu pojawiła się informacja o warsztatach z sadzenia ziół, wiedziałam, że muszę się na nich pojawić. Tak więc sadzenie w pigułce przedstawia się mniej więcej tak: na moim kuchennym stole przybyła bazylia, kolendra, gorczyca i czosnek (ze względu na pyszną zieleninę), majeranek i lubczyk. Ale po kolei, co i jak z tymi ziołami.
Po pierwsze, zawsze kupowałam zioła w supermarketach, pyszne, dorodne i krótkotrwałe. Zazwyczaj po krótkim czasie dziczały, bądź w ogóle usychały. Dzieje się tak, dlatego, że sprzedawane zioła są uprawiane w niemal idealnych warunkach, gdzie odpowiednio w trybie dobowym zmieniana jest temperatura, wilgotność i naświetlenie w jakiej rośliny przebywają. Taka roślina jest po prostu rozpieszczona, kiedy w końcu trafia na nasz parapet przeżywa szok. Jeśli będziemy cierpliwi, roślinka być może się zahartuje i przyjmie, choć szanse, że wróci do swojej idealnej pierwotnej formy będą znikome. Warto też dodać, że taka roślinka na pewno wcześniej była nawożona, w domu raczej z tego rezygnujemy (no chyba, że ktoś ma dostęp do naturalnego kompostu i wie w jakich proporcjach go dodawać).

niedziela, 2 marca 2014

Basic Soft

Dla odmiany coś praktycznego – torebka na kłębuszki. W trakcie szydełkowania często motek spada mi z kolan i ku uciesze mojego psa zaczyna toczyć się po podłodze. Potem w trakcie robótki muszę wyplątywać z niej futro, co niekoniecznie jest moją ulubioną częścią szydełkowania. Dlatego zrobiłam sobie torebkę :)
To podstawowy model z dość sztywną pokrywką i miękkich ściankach. Po bokach posiada dwa guziczki, na które zapinana jest pokrywka. Nie przewidziałam zbyt wielu ozdób w tym modelu (oczywiści poza kokardką, której nie mogłam się oprzeć), bo jak nazwa wskazuje jest to model Basic. W przyszłości planuję stworzyć jeszcze inne modele bardziej urozmaicone i funkcjonalne. Tymczasem będę testować najnowszą zabawkę :)

sobota, 22 lutego 2014

"ta nić czarna się przędzie, ona za mną, przede mną i przy mnie [...]"

Oto mój ostatni pochłaniacz czasu, z jednej strony czarne niekończące się sploty, z drugiej dobieranie dodatków i wymyślanie wzorów. A wszystko na małym, drobnym szydełku, dzięki czemu praca trwa i trwa... Dzisiaj jadę na wieś, odpocząć, zrelaksować się. Planuję zabrać z sobą jakiś puchaty motek i zrobić jakąś prostą, acz przydatną rzecz - zobaczymy. Tymczasem, pochłaniacz czasu pozostanie nadal niedokończony i w swojej ostatniej formie nieznany :)


sobota, 15 lutego 2014

W lecie grill, zimą ruszt z piekranika

Zdecydowanie ostatnio nie mam „jedzeniowej weny”, równie dobrze mogłabym na talerz napakować kilogram surowych warzyw i byłabym tak samo zadowolona, jak z wykwintnego dania. Na szczęście, ostatnio częściej gotuje mój mąż :) Dlatego, kiedy przychodzi w końcu weekend, chcę mu się odwdzięczyć i przygotować coś specjalnie dla niego, ale oczywiście w moim stylu. Czy jest coś, co może ucieszyć męski żołądek bardziej, niż widok wielkiego steku? Być może... ale w trakcie spożywania tego steku, gwarantuję, że zapomni o wszystkim innym. Z racji, że posiłek ma być dla dwojga, a jak wiadomo kobieta nie samym mięsem żyje, całości dopełnią pieczone bakłażany. Jako uzupełnienie dania można podać pieczone bataty lub po prostu frytki.

czwartek, 6 lutego 2014

Naturalny krem - masło kakaowe z olejem ze słodkich migdałów

Od dłuższego czasu miałam ochotę przygotować krem nie tylko dla ciała, ale też dla zmysłów. Słowem, chciałam, aby intensywnie nawilżał i regenerował skórę, a przy okazji smakowicie pachniał. Jest zima, przyszły mrozy, dlatego zamiast na krem zdecydowałam się na ukręcenie masła. Masło jest dużo cięższe od kremu, a jego konsystencja (jak sama nazwa wskazuje) jest stała i roztapia się pod wpływem ciepłoty ciała.
Jako bazę wybrałam masło kakaowe - z dwóch powodów: przede wszystkim ze względu na jego regenerujące właściwości, a po drugie uwielbiam jego zapach. Zrezygnowałam za to z fazy wodnej, głównie dlatego, że w mroźne dni bardziej intensywny i tłusty krem lepiej zabezpiecza skórę. Ponadto chciałam, aby powstał balsam, który skoncentruje w sobie maksymalne działanie regeneracyjne.
Dodatkowo masło kakaowe poprawia koloryt skóry, co w zimie może być atutem. Formułę uzupełniłam masłem shea, olejem ze słodkich migdałów oraz olejem arganowym. Masło kakaowe jest najtwardszym tłuszczem w kosmetykach naturalnych, dlatego, aby uzyskać nieco miększą konsystencję dodałam oleje. Wybór tych składników był niezwykle subiektywny - po prostu wierzę w ich działanie :)

czwartek, 30 stycznia 2014

Hong Kong style - czyli kurczak w sosie cytrynowym i smażony makaron

Uwielbiam kuchnie azjatyckie, w całej swej rozpiętości geograficznej, Chiny, Tajlandia, Indie... Co prawda istnieje wiele dań, na które nigdy świadomie się nie zdecyduję, głównie dlatego, że są niezwykle dalekie od tego, co moje kubeczki smakowe pojmują jako przyjemność.
Gdy podróżuję po świecie staram się poznać zarówno miejsca, architekturę, ludzi, a także ich kulturę. Uważam, że jedną z ważniejszych części składowych danej kultury jest jej warstwa kulinarna. Dlatego jeśli gdzieś wyruszam sycę nie tylko wzrok, ale również smakuję lokalnych specjałów serwowanych w małych restauracyjkach, knajpkach czy barach.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Owl's Pathetic Song

Kobiety uwielbiają porównywać się do kocic, drapieżnych tygrysic, łasic albo jakiś innych dostojnych zwierząt. Ja osobiście nie miałabym nic przeciwko sowie - mogłabym być sową. Niemym świadkiem nocnych zdarzeń, budującym swoim głosem napięcie i atmosferę tajemnicy, wiecznym obserwatorem i łowcą... Tak, sowy zdecydowanie są inspirującymi stworzeniami.
Lubię sowie motywy na różnych rzeczach, dlatego chyba kwestią czasu było wyszydełkowanie właśnie sowy. Podstawowy wzór zaczerpnęłam oczywiście z internetu (schemat sowy), natomiast wydawał mi się pozbawiony sowowatości, więc dorobiłam kilka własnych elementów takich jak "uszka", łapki i skrzydełka. Do wykonania potrzebowałam całego jednego, grubego melanżowego motka oraz kilku włóczek w innych kolorach (biały, grafitowy, ciemnozłoty, żółty, brązowy) do wykonania detali tj. oczy, dziób, skrzydełka i łapki. Sówka ma trafić do małej dziewczynki, dlatego zdecydowałam się na melanż pełen odcieni różu, fioletu i zieleni. Wzór jest łatwy, prosty u przyjemny i do tego bardzo szybki - polecam sowim fanom! :)

sobota, 18 stycznia 2014

mes bibelots!

Odwiedziłam dziś moją ulubioną pasmanterię, pełną dosłownie wszystkiego! Dlatego zawsze jak tam idę, robię listę potrzebnych produktów, bo tysiące małych drobiazgów potrafi mnie kompletnie rozproszyć. Uwielbiam ten sklepik, przede wszystkim ze względu na obsługę, Panie zawsze potrafią mi dobrze doradzić - a w świecie motków, kordonków, świecidełek, filców itp. poruszam się dość nieracjonalnie.
Ale przejdźmy do rzeczy, ilość tłoczących się pomysłów w mojej głowie musiało znaleźć jakiejś ujście. Zbyt wysokie stężenie pomysłów, czasami sprawia, że zamiast o sprawach bieżących myślę tylko i wyłącznie o dniu, gdy wreszcie zacznę je realizować... Poszłam do pasmanterii i kupiłam rzeczy do realizacji mniej więcej trzech pomysłów. Ponadto na zachętę dostałam dwie pary drutów gratis (4 i 3,5mm)! Zaplanowałam chustę, torebkę i etui na szydełka. Oczywiście elementem wspólnych tych prac, będzie.. szydełko:) Zatem... do dzieła!


poniedziałek, 13 stycznia 2014

naturalnie naturalny - czyli jak zrobiłam sobie krem

Jakiś czas temu odwiedziłam przyjaciółkę w Hong Kongu, z tej podróży przywiozłam nie tylko niezapomniane wspomnienia, ale również... kosmetyki. Z przyjaciółkami jest tak, że ich słowa wywierają na nas największy wpływ, nawet jeśli chodzi o coś trywialnego. Moja przyjaciółka udzieliła mi kilku złotych "azjatyckich" porad dotyczących pielęgnacji skóry. Pierwsza z nich brzmiała mniej więcej tak: "matka natura nie wymyśliła nic lepszego od oleju arganowego", kolejne śmiem nazywać "azjatycką filozofią urody". Ta "filozofia" odmienna jest od tego, co oferuje nam zachodni styl życia, czyli kosmetyków dla młodzieży, 20latek, po 30 roku życia, cery dojrzałej itp. Reklamy przecież mówią, że każdy typ skóry ma swoje potrzeby, co wydaje się logiczne. Argumenty mojej przyjaciółki przemówiły do mnie bardziej.

niedziela, 5 stycznia 2014

szydełkowy melanż na zimę

Kolejny prezent... miał być szalik, ale wyszedł komin - były Święta, a mnie zabrakło włóczki. Ten moherkowy melanż jest bardzo gruby i niemal z każdym oczkiem znikały pod moimi palcami kolejne jego centymetry. Wzór też nie był szczególnie przyjemny, zdarzało mi się pomylić, a rezultat pomyłki często objawiał się dopiero kilka rzędów wyżej. Prucie kosmatych włóczek to prawdziwa udręka, wystające niteczki wplątują się w oczka, słupki i inne pętelki tworząc maleńkie supełki. Poprawienie błędu czasami kosztowało mnie dodatkową godzinę pracy - no ale taki urok puchaczy.
Wzorek znalazłam w internecie, schemat widoczny jest pod numerem 382.
Komin dużo ładniej prezentuje się na szyi, gdy jest założony na dwa razy, wtedy wszystkie kolory tworzą ciepłą i przyjemną aurę.

piątek, 3 stycznia 2014

miały być życzenia, a wyszło jak zwykle

Postanowienie noworoczne... brzmi tak dumnie, że aż boję się wypowiadać tych słów na głos. Tymczasem bynajmniej nie odczuwam potrzeby posiadania postanowienia noworocznego. Moje życie nabrało ciągłości, permanentnych wyzwań tu i teraz i marzeń, które nigdy nie ustają, niezależnie od pory roku.
Myślę, że dla większości osób Nowy Rok, ma bardziej symboliczny i emocjonalny wymiar. Każdego dotykają różne problemy, zmartwienia, każdy ma coś, o czym chciałby zapomnieć, nie wracać do tego, porzucić to i pójść dalej. Wydaje mi się, że Sylwester jest właśnie takim symbolicznym domknięciem, Nowy Rok pozwala natomiast stworzyć wizję czegoś nowego. Człowiek jest na nowo Tabula Rasa, natomiast w wymiarze emocjonalnym Sylwester jest współczesnym obrzędem oczyszczenia. Jest to jedyny z jednej strony symboliczny, a z drugiej strony rzeczywisty czas, kiedy człowiek znajduje punkt, do którego może się odnieść i z tego właśnie punktu ocenić samego siebie. Taki punkt jest potrzebny wielu ludziom, choć jak wiadomo 90% postanowień noworocznych nigdy nie jest realizowana. Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że rzeczywistość w jakiej się poruszamy, nie ulega zmianie. Zmianie musi ulec człowiek, wewnątrz siebie. Przez tę jedną noc można być poruszonym i czuć doniosłość swoich postanowień, ale prędzej czy później rozbiją się one o zastaną rzeczywistość. A cały ambaras polega na tym, aby umieć lepić siebie samego stosownie do kształtu zwykłej codzienności.