Kolejny prezent... miał być szalik, ale wyszedł komin - były Święta, a mnie zabrakło włóczki. Ten moherkowy melanż jest bardzo gruby i niemal z każdym oczkiem znikały pod moimi palcami kolejne jego centymetry. Wzór też nie był szczególnie przyjemny, zdarzało mi się pomylić, a rezultat pomyłki często objawiał się dopiero kilka rzędów wyżej. Prucie kosmatych włóczek to prawdziwa udręka, wystające niteczki wplątują się w oczka, słupki i inne pętelki tworząc maleńkie supełki. Poprawienie błędu czasami kosztowało mnie dodatkową godzinę pracy - no ale taki urok puchaczy.
Wzorek znalazłam w internecie, schemat widoczny jest pod numerem
382.
Komin dużo ładniej prezentuje się na szyi, gdy jest założony na dwa razy, wtedy wszystkie kolory tworzą ciepłą i przyjemną aurę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz