Patrzył mi prosto w oczy i powiedział, że jestem jak ulotny moment, chwila, którą trzeba się cieszyć, a ja przez łzy przyglądałam mu się i kiwałam głową, ponieważ ulotny moment, właśnie do mnie przemawiał.
Chciałabym jeszcze kiedyś mieć to poczucie, że w życiu są jakieś stałe - ale życie pomału mnie obdzierało z tych złudzeń - z chorobą bliskiej osoby, własnym nowotworem i złamanym sercem się nie dyskutuje.
Pomału, człowiek uczy się rozkoszować smakiem drobnych chwil, które zostają wydzielone jak garść ulubionych cukierków. Każdy kęs musi być wyjątkowy i przeżywany z odpowiednim do tego namaszczeniem.
Żyję uzależniona od chwili, moich niewielkich momentów szczęścia. Pytanie co dalej, czy myślę o starości, czy myślę co będzie za kilka lat? Myślę, w wieku 23 lat, lekarze mnie do tego zmusili, do pomyślenia o swojej starości, do zmierzenia się z czymś odległym, ale bardzo realnym. Tak więc żyję, w tym poczuciu, że samotność może okazać się niezwykle gorzką rzeczywistością.
Tymczasem mam więcej, niż większość ludzi odważy się mieć - mam odwagę marzyć, brać, smakować i żyć intensywniej niż wymaga tego codzienność. Mam odwagę być ulotnym momentem, chwilą, która pozostawia trwały ślad we wspomnieniach.
Gdzieś po drodze przyszła paczka, która pomoże mi utrwalić nieco inną, bardzo ważną chwilę… ale o tym, jak powstaje nowa praca, w jakich miejscach (i w jakim stanie) przyszło mi mierzyć się z szydełkiem oraz dla kogo przeznaczone będzie pastelowo-kolorowe COŚ w następnym wpisie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz