Kilka lat temu, gdy widziałam się koleżanką, która w tamtym
czasie była rekruterką w branży IT, podzieliła się ze mną ciekawym
spostrzeżeniem. Zniżyła głos i nieco konfidencko szepnęła, "Ale mogę Ci
coś powiedzieć - tak między nami - Wy [programiści], naprawdę jesteście bardzo
specyficzną grupą zawodową". W pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi jej
o nasze podejście do pracy, szybko jednak wyprowadziła mnie z błędu i sprostowała,
że chodzi o nasze.. osobowości i wygląd. Raczkowałam wtedy w branży, nie znałam
tak wielu osób z IT, więc nawet jeśli trafił się ktoś "dziwny", to
był to odosobniony przypadek.
Od tamtej pory minęło kilka lat, w tym czasie poznałam wielu programistów - ogólnie ujmując barwnych ludzi. Na początku byli to głównie mężczyźni, ponieważ nadal dominują w tej branży. Jedni eleganccy i zadbani, inni niczym wyciągnięci wprost z lumpeksu - królowie mody jakiejkolwiek, zabawni i nudziarze, pełni kultury i zwyczajne chamy, weganie i mięsożercy, hobbyści, pracoholicy oraz nieroby, kochający mężowie vs. wieczni podrywacze. Spotkałam niezwykle oryginalnych ludzi, być może ta branża faktycznie w sobie coś ma, bo za każdym razem, ktoś przyciąga uwagę.
Od tamtej pory minęło kilka lat, w tym czasie poznałam wielu programistów - ogólnie ujmując barwnych ludzi. Na początku byli to głównie mężczyźni, ponieważ nadal dominują w tej branży. Jedni eleganccy i zadbani, inni niczym wyciągnięci wprost z lumpeksu - królowie mody jakiejkolwiek, zabawni i nudziarze, pełni kultury i zwyczajne chamy, weganie i mięsożercy, hobbyści, pracoholicy oraz nieroby, kochający mężowie vs. wieczni podrywacze. Spotkałam niezwykle oryginalnych ludzi, być może ta branża faktycznie w sobie coś ma, bo za każdym razem, ktoś przyciąga uwagę.
Po jakimś czasie zaczęłam poznawać również kobiety IT, na
początku te ze studiów - dziewczyny takie, jakie widuje się na innych
kierunkach, żadne tam powykręcane zęby, wyciągnięte swetry i poczochrane włosy -
wręcz przeciwnie. Potem poznałam kilka dziewczyn w pracy, a później na
rozmaitych warsztatach IT dla kobiet. Słowem, cała masa dziewczyn, która na co
dzień siedzi i wklepuje kod w klawiaturę, projektuje interfejsy, zarządza
projektami itd. Zapracowane, ambitne i pełne pasji - czy jest to wystarczający
powód, aby wyrobić sobie stereotyp dziewczyny z potarganymi włosami, zrośniętymi
brwiami w za dużym T-shircie i spódnicy dywanikowej do kostek? Nad IT wisi
nieustanna aura flanelowej koszuli w kratę i ciasnych oblepionych pomieszczeń
wypełnionych pustymi pudełkami po pizzy.
Tymczasem moje koleżanki bywają tak różnorodne jak
wszechświat, pełne pasji i zainteresowań wszelakich są uosobieniem rozmaitości,
wręcz kopalni inspiracji. Poza technologią, większość ma jakieś pasje, czasem kilka,
są tu dziewczyny interesujące się fotografią, historią, modą, wybraną dziedziną
sportu (boks, joga, taniec, kolarstwo), zgłębiające wybraną kulturę, malarki,
pisarki, dziewiarki itd. mogłabym tak wymieniać jeszcze przez długi czas.
Branża jest specyficzna, w to nie należy wątpić, pizza bywa
głównym posiłkiem w wielu firmach (ale sushi i dobra kawa też są w cenie),
wygodne ubranie (chodzenie w samych skarpetkach lub po prostu kapciach jakoś
specjalnie już nie dziwi), specyficzne żarty branżowe, przychodzenie na 11
godzinę do pracy, permanentne niewyspanie, robienie dziecinnych kawałów itd.
wszystko to razem sprawia, że i owszem - jesteśmy troszeczkę inni, ale jeśli chodzi
o wygląd, to myślę, że mieścimy się w normach. Ludzie nieraz są zaskoczeni, gdy
mówię im czym się zajmuję (zwłaszcza odkąd przefarbowałam włosy na blond, a intensywnie
malinowe sukienki - czyli po prostu różowe - przestały stanowić temat tabu
mojej garderoby). Spokojnie sobie ze mną rozmawiają, na jakiś przypadkowy
temat, wszystko toczy się w jak najlepszym kierunku, a tu nagle takie coś - programistka - ale że
co?! Siedząc wewnątrz tego światka, trudno jest ocenić czy faktycznie tak
bardzo się różnimy od pozostałej części społeczeństwa. Jest różnorodnie,
kreatywnie i ogólnie rzecz biorąc śmiesznie, ale czy to wszystko jest tak
bardzo nie w standardzie?
Jeśli tak, to cóż - jestem dziwna i wiecie co? Właśnie wydziergałam sobie dywan!:) Mój kolega w pracy wczoraj przyznał mi się, że potrafi dziergać na drutach i nawet planuje zrobić na życzenie swojej żony kapę na kanapę. Jakie to przyjemne, kiedy w końcu zamiast o grach i piłce nożnej można porozmawiać o fakturze włóczek ^^ Nadal twierdzę, że jesteśmy normalni...
A teraz co nieco o dywanie, zrobiłam go ze sznurka o
średnicy 5mm, na szydełku 9. Ilość potrzebnego sznurka do dywaniku tej
wielkości jest spora (ilość sklepowa):
- lilia 200m
- ecru 100m
- granat 100m
- fiolet 50m
Koszt 100m sznurka, to około 15zł, po całej pracy sporo jeszcze
zostaje J
Czym się różni szydełkowanie dużych wzorów od tych
tradycyjnych? Poza większą skalą wszystkiego, to oczywiście jest jeszcze kilka
drobnych różnic. Sznurek jest dużo sztywniejszy od zwykłej włóczki, a do tego
jeszcze wykazuje niewielką tendencję do rozciągania. Pierwsza cecha sprawia, że
niektóre schematy przeznaczone do mniejszych formatów, trzeba minimalnie
przerabiać (zmniejszać np. ilość słupków), aby całość się nie marszczyła.
Elastyczność sznurka też ma znaczenie, całość pracy po zakończeniu trzeba
porozciągać, aby nadać docelowy rozmiar pracy, w przeciwnym razie może się zwijać
lub marszczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz