niedziela, 1 lutego 2015

zapiski z tramwaju



Długo zastanawiałam się nad formą tego bloga, chciałam wrzucać tu tylko rzeczy, które wyszły spod moich dłoni… ale te rzeczy nie istnieją bez świata, który nieustannie wpływa na mnie, zmienia i ciągle odkrywa przede mną nowe pokłady emocji. Nigdy do końca nie mówię, co myślę i co czuję – świat jest zbyt wielki w swym spektrum emocji, by to wszystko wyrazić. Mówię tylko o bieżących uczuciach i tych najbardziej „przy powierzchni”. Dlatego postanowiłam dodać notatki z tramwajów, autobusów, hipermarketów – wszędzie tam, gdzie powstają moje ciche myśli, wszystko, to, co gdzieś zapada we mnie, gdy obserwuję i słucham, jak toczy się cudze i moje życie.

Dwa tygodnie temu, jadąc autobusem, zobaczyłam starszego (choć trudno dokładnie określić jego wiek, długa siwa broda,  szturmówki i wysokie oficerki.. 60? a może więcej) mężczyznę. Trzymał się za nogę i masował kolano, jego mina mówiła jednoznacznie, że cierpi. Wbiłam w niego wzrok, jak wtedy, gdy próbujesz komuś powiedzieć prosto w twarz „będzie dobrze, nie poddawaj się” – ale gdzieś głęboko wiedziałam, że jeśli noga jest faktycznym powodem cierpienia, to żadne słowa nie pomogą, nie w tym kraju. Autobus ruszył, a mężczyzna podniósł oczy i popatrzył w moją stronę,  w tym momencie wiedziałam, że noga jest tylko pretekstem. Ogarnął mnie smutek i jakieś dziwne uczucie, że ten człowiek właśnie zrozumiał sens życia. Dwa tygodnie później, jechaliśmy tym samym autobusem, rozmawiał przez telefon – a ja, zrozumiałam.
- Ja i Betka przeżyliśmy razem 40 lat. To 2 tygodnie po pogrzebie, jak mogę myśleć o codzienności? […] Ale chłopaki nie płaczą, pamiętaj… choć wieczorami, gdy jestem naprawdę sam, to sobie popłakuję. Długo. […] Nie mogę narzekać, na chleb mnie stać.