Długo zastanawiałam się nad formą tego bloga, chciałam
wrzucać tu tylko rzeczy, które wyszły spod moich dłoni… ale te rzeczy nie
istnieją bez świata, który nieustannie wpływa na mnie, zmienia i ciągle odkrywa przede mną nowe pokłady emocji. Nigdy do końca nie mówię, co myślę i co czuję – świat jest zbyt wielki w
swym spektrum emocji, by to wszystko wyrazić. Mówię tylko o bieżących uczuciach
i tych najbardziej „przy powierzchni”. Dlatego postanowiłam dodać notatki z
tramwajów, autobusów, hipermarketów – wszędzie tam, gdzie powstają moje ciche
myśli, wszystko, to, co gdzieś zapada we mnie, gdy obserwuję i słucham, jak
toczy się cudze i moje życie.
Dwa tygodnie temu, jadąc autobusem, zobaczyłam starszego
(choć trudno dokładnie określić jego wiek, długa siwa broda, szturmówki i wysokie oficerki.. 60? a może
więcej) mężczyznę. Trzymał się za nogę i masował kolano, jego mina mówiła
jednoznacznie, że cierpi. Wbiłam w niego wzrok, jak wtedy, gdy próbujesz komuś
powiedzieć prosto w twarz „będzie dobrze, nie poddawaj się” – ale gdzieś
głęboko wiedziałam, że jeśli noga jest faktycznym powodem cierpienia, to żadne
słowa nie pomogą, nie w tym kraju. Autobus ruszył, a mężczyzna podniósł oczy i
popatrzył w moją stronę, w tym momencie
wiedziałam, że noga jest tylko pretekstem. Ogarnął mnie smutek i jakieś dziwne
uczucie, że ten człowiek właśnie zrozumiał sens życia. Dwa tygodnie później,
jechaliśmy tym samym autobusem, rozmawiał przez telefon – a ja, zrozumiałam.
- Ja i Betka przeżyliśmy razem 40 lat. To 2 tygodnie po
pogrzebie, jak mogę myśleć o codzienności? […] Ale chłopaki nie płaczą,
pamiętaj… choć wieczorami, gdy jestem naprawdę sam, to sobie popłakuję. Długo.
[…] Nie mogę narzekać, na chleb mnie stać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz