środa, 30 listopada 2016

"Zamknęłam się w mieszkaniu, na cztery spusty, trzy herbaty, jedną kawę (...)"

Zebrałam zapiski z ostatnich tygodni, ułożyły się w opowieść o codziennym dniu i samotności. Przez cały miesiąc powoli zamykałam się na świat, bojąc się, że ktoś może odkryć moje emocje. Krok po kroku, wycofywałam się z normalnego biegu życia, zostawiając tylko głośne wypełniacze czasu.
W między czasie, niemal niezauważalnie w moją codzienność wkradały się przypadkowe zbiegi okoliczności. Świeżo poznani ludzie, zostawiali odpowiednie słowa, książki nawiązywały do rozmów, które przeprowadziłam dzień wcześniej…
I nagle wszystko stało się jasne….

sobota, 26 listopada 2016

W sprawie ciasteczek w kuchni..

Obiecałam nieco nadgonić z uzupełnianiem zaległości, tak więc proszę bardzo, oto jest - ręcznik kuchenny z apetycznym wzorkiem :) Jest to wprawka techniczna, do zupełnie innego projektu, który chodzi mi po głowie (który ogólnie nie jest związany ani z jedzeniem, ani z przyborami kuchennymi) - ale nawet eksperymenty mogą mieć praktyczne zastosowanie.
Dość istotnym elementem tej pracy, jest zupełnie dla mnie nowe przygotowanie schematu szydełkowego. Znalazłam w Internecie rysunek, który bardzo mi się spodobał. Wrzuciłam go do programu graficznego, zmniejszyłam ilość używanych kolorów, a następnie przepuściłam przez filtr, który sprawia, że obrazek zaczyna wyglądać jak PX’lowa mozaika. Oczywiście potem znalazłam program, który stworzony jest specjalnie do tworzenia takich patternów :) Cóż.. każda metoda jest dobra, o ile osiągnie się zamierzony cel… :)

Nie do końca jestem zadowolona z końcowego efektu, ponieważ schemat nie był zbyt dokładny, a pomysł na samą obwódkę wokół ciacha zmieniał mi się wraz z powstawaniem pracy. Ogólny cel (czyli rozwiązanie kilku technicznych i koncepcyjnych niuansów, potrzebnych do kolejnego projektu) został osiągnięty, więc delikatnie rzecz ujmując nie powinnam narzekać - perfekcjonizm jednak boli :)

Ściereczka to 100% bawełny, bardzo dobrej gatunkowo firmy Drops. O wyborze zdecydowała szeroka paleta kolorów i oczywiście promocyjna cena :) Włóczka  czasem ma tendencje do rozwarstwiania, ale nie jest to bardzo uciążliwe. Ogólnie bardzo dobrze się na niej pracuje.




czwartek, 3 listopada 2016

Jeden raz w życiu…

Jeśli ma się tylko jedno życie, trzeba przeżyć je dobrze - ogólna zasada, która może być rozumiana na tak wiele sposobów.

Podążanie w zgodzie ze swoją naturą i moralnością sprawia, że życie mimo wielu zaskakujących momentów ogólnie biegnie według jakiegoś mniej lub bardziej zaplanowanego scenariusza. Daje to poczucie wewnętrznego spokoju, ładu i oparcia. Jest to przyjemne uczucie, a trzymanie się reguł sprawia, że życie po prostu jest dobre (ułożone).

Tymczasem wewnątrz człowieka czai się jeszcze jedna istota, niepokorna, ciekawska, nieposłuszna. Istota ta w zależności od naszej natury, może być dość łatwo i szybko poskromiona lub też może przebywać permanentnie pod skórą, podrażniać i dodrapywać się uciążliwie do myśli. Odganianie jej jest dobrym nawykiem, który pozwala żyć spokojnie i w zgodzie z przyjętymi normami. Jest to ciągłe powstrzymywanie się, upominanie i zawracanie, a następnie upewnianie samego siebie “postąpiłem słusznie”. Życie wbrew pozorom nie trwa chwil kilka (nie trwa też dłużej) i momentów, w których postąpiliśmy dobrze, godnie czy też właściwie po jakimś czasie jest wiele, ale…. co jeśli? Co jeśli, w tamtym momencie wyszłabym poza strefę komfortu? Co jeśli odważyłabym się, postąpić wbrew nałożonym na siebie zasadom? Co jeśli dałabym ponieść się chwili, a wydarzeniom dała się po prostu potoczyć? Postanowiłam sprawdzić to w tym roku…

Rozstałam się z mężczyzną. Pierwsza decyzja, która znowu mocno wyrwała mnie z kontekstu rzeczy ustalonych i dopowiedzianych. Czy miałam wyrzuty sumienia? Miałam. Czy zaczęłam się zastanawiać, o co mi tak właściwie chodzi? Zaczęłam, ale najpierw… pozwoliłam trwać chwili.

Chwila okazała się wspaniała, intensywna, wciągająca tak bardzo, jak smak alkoholu po wypalonym dniu. Nie wypada, nie wolno, nie powinnam… wytarłam ze swojego słownika powinności i pozwoliłam rozlać się emocjom po chwilach, a chwilom po emocjach. Poczucie wolności było oszałamiające, choć w skali wszechświata czy też po prostu przygniłej ludzkości nie łamałam żadnego tabu. Łamałam jednak swoje dogmaty, uświęcone latami praktyki i pracy nad sobą. Odpowiedziałam na wszystkie zadane sobie przez lata pytania “a co by było gdybym, wtedy…”. Dowiedziałam się - jednak każdorazowa odpowiedź uzależniała jeszcze bardziej, uwalniała od odpowiedzialności wszelakiej, dostarczając za to lawin emocji. A emocje jak to emocje, rozbujały cały układ stabilności, wprawiły w ruch każdy, nawet najmniejszy nerw mojego ciała. Wrzałam. Nie mogłam doczekać się kolejnego dnia, niczym wiecznie nienasycony półbóg, pragnęłam intensywności, musiałam pochłaniać każdą choćby najmniejszą chwilę. Rozbudziłam niegasnące pragnienie, którego imię brzmiało “Więcej”.

I nagle pssst “iskiereczka zgasła…”, gdy już żyłam żywotami moich ulubionych upadłych poetów i tak jak oni zatracałam się w mieście, w życiu bez życia i w sobie jednocześnie, coś zgasło. Było to letnie słońce, które miało wyznaczyć kres szaleństwa. To było jak pakt z diabłem, umowa na czas określony.

Słońce było już zimne, gdy zdecydowałam się, aby porzucić płaszcz szaleńca. W długie samotne wieczory, znowu zaczęłam marzyć o dawnym życiu, o wszystkim tym, czego zawsze dla siebie chciałam. Tak daleko odeszłam… czas powrotów nigdy nie jest łatwy. Nigdy jednak nie czułam takiego spokoju, jak na myśl o powrocie do własnych zasad i marzeń. Poczułam znowu grunt pod nogami, a po kilku miesięcznym unoszeniu się ponad ziemią, to naprawdę zadziwiające uczucie.

Czas chaosu dobiegł końca.
Czy było warto? Do diabła (bo gdzieżby indziej) - TAK i jeszcze po tysiąc razy tak! Wszystko we mnie jest nieodwracalnie inne, ale z drugiej strony, znowu takie same. Oddawaliście kiedyś rzeczy do renowacji? Wyglądają ponownie tak samo, jak kiedyś, czasem nawet lepiej, ale materiały, których użyto są nowe, inne, nie noszą znamion czasu. Tak stało się i ze mną…