Zebrałam zapiski z ostatnich tygodni, ułożyły się w opowieść o codziennym dniu i samotności. Przez cały miesiąc powoli zamykałam się na świat, bojąc się, że ktoś może odkryć moje emocje. Krok po kroku, wycofywałam się z normalnego biegu życia, zostawiając tylko głośne wypełniacze czasu.
W między czasie, niemal niezauważalnie w moją codzienność wkradały się przypadkowe zbiegi okoliczności. Świeżo poznani ludzie, zostawiali odpowiednie słowa, książki nawiązywały do rozmów, które przeprowadziłam dzień wcześniej…
I nagle wszystko stało się jasne….
Wczoraj po pracy popijałam kawę, wyjątkowo nie w kawiarni, jak to zwykle czynię we wtorki, ale u dwóch osób, których wcześniej nie znałam. Rozmawialiśmy, maczając maślane ciastka w pysznej czarnej kawie. Jeden temat przelewał się w kolejny i tak bez końca. Siedziałam tam zupełnie swobodnie i odkrywałam, że jest mi opowiadana historia mojego ostatniego miesiąca. Ani przez chwilę nie przemknęło mi przez głowę, że może to nieco dziwne - w końcu, cały wieczór był dość niespodziewany.
Dopijałam kawę, musiałam zbierać się na lekcje rosyjskiego, wychodząc usłyszałam: “To co uważasz za swoją największą słabość jest Twoją największą siłą i wiesz o czym mówię.” - wiedziałam. Z niejaką ulgą pomyślałam o kolejnym dniu, naprawdę wiedziałam.
Czasami świat posługuje się dość wyrafinowanymi i zaskakującymi metodami, aby pozwolić zrozumieć proste rzeczy. Dziś rano zupełnie inaczej spojrzałam na siebie i na minione tygodnie, po raz pierwszy od dawna, byłam z siebie dumna.
8 listopada
Płytkość wrażeń… nie muszę rozwodzić się, co dokładnie mam na myśli, to oczywiste.
Płytkość wrażeń, ogólnikowość opinii - nawet wyrażane głośno, dosadnie i z największą pewnością siebie są objawem kategoryzowania, próby szybkiego ujęcia nieuchwytnego w pewne dobrze znane ramy.
Problem własnego ego, ciągłe zagłuszanie własnych kompleksów, głośnymi stwierdzeniami na temat innych ludzi.
Przez chwilę serce zabiło w płytkich dłoniach mężczyzny.
11 listopada
Uwielbiam zanurzać się w biografie, są jak dodatkowe życia.
Oddycham.
13 listopada
Odczuwam pustkę, jest niemal namacalna, oblepia mnie. Nie widzę kolorów, dźwięki stają się szumem. Pustka jest biała, ale nie cicha, świat próbuję przedrzeć się przez nią, jak zza grubej szyby, możliwe że krzyczy, albo biegnie zupełnie obojętnie swoim torem.
W tej chwili czuję się jak rzeźba z marmuru, zamieram na kilka chwil, nikt nie liczy sekund, między wlepionym spojrzeniem w jakiś przypadkowy punkt, a czasem jaki potrzeba na przymknięcie powiek. Wszystko trwa, rozciągnięte między niewidocznymi myślami. Rzeźba w wodzie i ledwie słyszalne westchnienie.
22 listopada
Zamknęłam się w mieszkaniu, na cztery spusty, trzy herbaty, jedną kawę, niezliczoną ilość kieliszków wina, pół tomu książki, 400 półsłupków na szydełku…
Czasem tak ciężko uwierzyć we własne życie.
23 listopada
Dlaczego nie potrafię się uśmiechać?
Zanim przejdę do racjonalnych wniosków i argumentów wierzę w ludzi, w ich wewnętrzne dobro. Na krzywdy przez nich wyrządzone reaguję współczuciem. Wierzę w dobro i dobre intencje, więc zaprzeczam sama przed sobą, że ktoś świadomie mógłby mnie krzywdzić. Zniekształcam świat w moich oczach, tak by wszystko do siebie pasowało. Na koniec w swej bezsilności, całkiem samotna próbuję ukoić swoje serce. Wierzę w ludzi tak długo, aż …
26 listopada
Sen się skończył.
Uchylam delikatnie powieki, a oczy nieprzywykłe do światła próbują znowu uciec w ciemność. Poranek rozlewa się po moim umyśle, nastał nowy dzień, a ciało leży. Wyrzucone na brzeg przez morskie fale, które teraz miarowo, niemal pieszczotliwie obmywają kończyny. Sen pragnie znowu mnie wciągnąć w swój wir, życie wymaga energii, życie wymaga podniesienia się. Życie wymaga.
Codziennie znajduję siłę, żeby otworzyć szerzej oczy, podeprzeć się na dłoniach, odgarnąć włosy i wstać (zapomnieć o zmiażdżonych żebrach, czy też po prostu bólu, który spomiędzy nich wyziera).
Dni są przepełnione mną, impulsem, który ciągle pobudza siebie i innych. Ile można wycisnąć z życia, które trwa?
——
Ten wzór ma smak wczorajszej kawy, spędziłam na nim całkiem sporo czasu, ale dodawał mi otuchy. Szydełkowanie bardzo przypomina rysowanie mandali - spod palców wyłania się krok po kroku większa całość.
Kolejna bawełenka od Dropsa i kolejny ręcznik kuchenny - czyli ciąg dalszy eksperymentu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz