wtorek, 26 kwietnia 2016

Kolejna serwetka, która stała się dywanem

Cała prawda o szydełkowaniu jest taka, że to niesamowicie wciąga. Dlaczego? ponieważ zajmuje ręce, a uwalnia głowę. Naprawdę, nawet drobne problemy, które towarzyszyły powstaniu dywaniku nie były w stanie zmącić mojego świeżo zrodzonego, wewnętrznego zen... Wykonując to oto dzieło, złamałam swoje ulubione bambusowe szydełko, a przy samym końcu pracy, zabrakło mi dosłownie 50cm sznurka. Oczywiście żadna pasmanteria, którą odwiedziłam (a odwiedziłam ich wiele), nie posiadała sznurków w takim odcieniu ecru, jaki był mi potrzebny. Dlatego ostatnie dwa słupki wykonałam z własnej produkcji ręcznie robionego sznurka zastępczego składającego się włóczki i kordonka (nadal pragnę wierzyć, że wyrób ów sznurek przypominał). Oczywiście mogłam zamówić kolejne 50m lub 100m w kolorze ecru (co pewnie za niedługo się stanie), ale jak zwykle nie mogłam doczekać się momentu oddania dzieła nowym właścicielom. Mimo tych kilku trudności niezmącenie uważam, że szydełkowanie przynosi spokój, a radość z tworzenia czegoś nowego jest niezastąpiona (OMmmmmm....).

W ten oto magiczny sposób powstał kolejny dywan. Omawiany egzemplarz ma około 1,5m średnicy i został przeznaczony do rustykalnych wnętrz wiejskiego domku moich rodziców. Wykonałam go z bawełnianego sznurka (po około 400m na każdy z kolorów - ecru i mięty), dlatego całość jest dość ciężka (taka drobna informacja, gdyby komuś wpadło do głowy wieszać toto na ścianie - acz bardzo kusząca perspektywa:) ). Nie jest to typowy ozdobny dywanik, raczej nie nadaje się do codziennego człapania po nim, głównie ze względu na wypukłe części wzoru.

Aktualnie po głowie chodzi mi wykonanie jeszcze kilku mniejszych dywaników, co wydaje się dość absurdalne przy posiadaniu mega-puchatego czworonoga, który jest wstanie wpleść swoje futro w dowolny, nawet jeszcze nierozpoczęty motek. Tak czy inaczej... będę próbować :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz