niedziela, 2 lipca 2017

Najważniejszy kocyk w życiu...

Przyglądam się alpejskim widokom, stworzonym z bitej śmietany i płynnej czekolady, spoczywających lekko i chwiejnie niczym na wulkanie w szklance pełnej kawy. Moja przyjaciółka sięga po napój, a ja patrzę na swoje spienione cappuccino, pamiętam do dziś - połączyły nas góry.

Dwie dorosłe kobiety siedzą naprzeciwko siebie, mogą milczeć, jeśli zapragną i będzie to harmonijny, niewymuszony spokój, ale mogą również rozmawiać, bo od 20 lat zawsze jest o czym. Mierzymy się spojrzeniem, szukamy ukrytych uśmieszków, dotykamy wzajemnie wierzchów dłoni - dzielimy największe tajemnice, pragnienia i wybuchy śmiechu. Jesteśmy dla siebie jak dwie ogromne skrzynie z niepokojąco głębokim dnem i obie wiemy, gdzie schowałyśmy klucze.

Przypominam sobie naszą przyjaźń z podstawówki, gdy niemal codziennie po lekcjach wyruszałyśmy na godzinne, czasem niemal niekończące się spacery z psami. Rozmawiałyśmy o wszystkim, co przed całą resztą świata postanowiłyśmy zataić - pierwsze miłości, pierwsze drobne grzeszki, czasem gniew lub zwykłe sprawy. Nadal mam poczucie, że jeszcze się do końca nie znamy, zawsze pozostaje jeszcze coś do odkrycia.

Dziewięć miesięcy minęło tak szybko, nie zdążyłam jeszcze ochłonąć z myśli, że do naszego kobiecego świata wkroczy kolejna kobieta - tym razem ta najważniejsza - Jej córka.

Nasze rzeczywistości, światy, które budowałyśmy od zawsze różniły się od siebie znacząco, tylko po to, by w newralgicznych punktach w jakiś sposób się zbiegać i umożliwić wzajemne zrozumienie. Teraz obserwuję kolorową sukienkę przysłaniającą, coraz mniej swobodnie, okrągły brzuch i zastanawiam się, gdzie tym razem się spotkamy.

Zamykam oczy i już wiem, że kocham tą małą istotę, będzie miała na imię Ewa - czuję jakąś odpowiedzialność w związku z tym faktem. Jestem szczęśliwa i jestem szczęściarą, bo ta przyjaźń mi się nie przyśniła. Bo przyjaciółka, dała swojej córeczce imię po mnie - a to znaczy więcej, niż tylko słowa, którymi ludzie się obdarzają.

Dla tejże małej istoty przygotowałam kocyk - wybrałam dość popularny wzór, który łatwo udało mi się przerobić, tak aby umieścić w nim również sowy. Zastosowałam dziecięcą włóczkę Alize Baby Wool "Wool & Bamboo" i jeśli mam być szczera, spodziewałam się, że będzie bardziej aksamitna w dotyku. Dlatego całość kocyka podszyłam tetrą bambusową, która moim zdaniem lepiej sprawdzi się w kontakcie ze skórą niemowlaka. Podszywanie rozciągliwej włóczki śliską tetrą, było prawdziwym wyzwaniem, w trakcie którego niejednokrotnie chciałam się po prostu poddać..
Z efektu końcowego jestem jednak zadowolona i naprawdę z niecierpliwością czekam na dzień wręczenia całego pakietu świeżo upieczonej Mamie :) Nie ukrywam, że wewnątrz lekko drżę, czy kocyk spełni swoje zadanie...

Zdjęcia z kolejnych etapów pracy:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz