Balsam jak balsam, przyzwyczajona już do dobrodziejstw składników naturalnych uznałam, że będzie to zwyczajne smarowidło na co dzień. Sporządziłam na szybko w notatniku proporcje dla 300g kremu. Standardowo rozpuściłam składniki, odczekałam aż przestygną i wlałam fazę olejową do wodnej i... mieszadełko nie dało rady. Masa okazała się zbyt gęsta i ciężka. Dosłownie 40 minut wcześniej nie udało mi się ubić śmietany do ciasta, a teraz TO! Lekko poirytowana chwyciłam za ostatnią deskę ratunku, czyli blender. Miksowałam krem ponad 5minut, aż składniki dobrze się połączyły, a masa była jednolita i dobrze napowietrzona. Gotową masę przelałam do słoiczków. Wszystko wyglądało przyzwoicie. Schowałam krem do lodówki i zostawiłam go tam na całą noc. Rano, po porannym prysznicu ruszyłam lekko zniechęcona w stronę kuchni i lodówki, wyciągnęłam słoiczek z kremem, postawiłam przed sobą. Mój lekko zaspany umysł gotowy był na wszystko, ale nie na tak pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że krem w swojej konsystencji jest puszysty i przypomina delikatny mus albo, jak kto woli, ubitą śmietankę. Rozprowadzał się cudownie, delikatnie, a dodatkowo po całej nocy przeszedł zapachem masła kakaowego neutralizując zupełnie woń masła karite (której swoją drogą nie lubię). Soł, hał aj mejd it:
Faza wodna:
- 195g wody
- 9g monosterynianu glicerolu
- 11g oleju arganowego
- 20g masła kakaowego
- 65g masła shea
Przygotowanie
1. Roztapiamy osobno obie fazy i odstawiamy do ostygnięcia.2. Dodajemy fazę olejową do wodnej. Mieszamy blenderem, aż do uzyskania jednolitej masy, pokrytej powietrznymi bąbelkami.
3. Przelewamy substancję do czystego słoiczka.
4. Odstawiamy krem na noc do lodówki. Całość przechowujemy w lodówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz