czwartek, 19 października 2017

Projekt balkon - niby prosta sprawa...

Czy pamiętacie, jak w szkole podstawowej wyobrażaliście sobie siebie samych za 20 lat? Pamiętam, to całkiem dokładnie, w tej wizji świeciło słońce, a ja opierając się o wózek dreptałam na herbatkę do mojej przyjaciółki również obarczonej dziecięcym wózkiem. Zadowolone i spokojne rozmawiałyśmy o książkach i jadłyśmy ciastka…

Życie.. urocza sprawa.


Ta wizja zmienna i chwiejna pozostawiła we mnie jedno poczucie - muszę mieć w domu kącik, w którym razem z przyjaciółką będę mogła w spokoju poczytać książkę, wymienić serię niezbędnych informacji, które zgromadziłyśmy w ciągu dnia od poprzedniej rozmowy i zjeść ciastka! Albo zwyczajnie po pracy usiąść z winem w ręku i obserwować, jak gaśnie dzień.

Dla mojej przyjaciółki takim „kącikiem” jest całe moje mieszkanie, dla mnie jednak, ważne było stworzenie dodatkowej przestrzeni - padło na balkon.
Przez wiele lat temat leżał odłogiem, choć w mojej głowie każdego lata wyrastała tęsknota, za przytulnym miejscem do odpoczynku, zupełnie odmiennym od ciepłego koca i kanapy zimową porą.

W końcu zamieszkałam sama… teraz byłam niemal pewna, że powstanie tego miejsca, zależy tylko i wyłącznie ode mnie, a żadna męska wymówka nie stanie na mojej drodze. Nie przewidziałam tylko jednego, że mężczyzn wymienię na nieustające podróże, a wraz z nimi moje poczucie tego, jak taki wymarzony balkon powinien wyglądać.

Przed moimi oczami stanęła wizja, kolejnego roku bez wymarzonego miejsca i tym razem miała to być, tylko i wyłącznie moja wina - w mojej głowie pojawiło się jedno, wyraźne i wierzcie mi, całkiem nieźle słyszalne: NIE!

I tak oto, między podróżami, treningami i wyjściami na miasto, systematycznie powstawały kolejne elementy niezbędne do realizacji celu: projekt ławki, potem poduszki, plan zabudowy barierek, w między czasie konsultacje z niezawodnym tatą, zakupienie potrzebnych materiałów, wizyty na wsi (w celu pomalowania desek… na pamiątkę niejaka łasica zostawiła ślad swojej łapki) itd.

Projekt ten nauczył mnie cierpliwości, poszczególne etapy musiały być dobrze planowane i wciskane między zajęcia moje i mojego taty, któremu zawdzięczam stworzenie ławki. Sobie pogratulowałam powrotu do krawiectwa w czasie wykroju poduszki z gąbki tapicerskiej i uszycia do niej pokrowca. Ponadto ze starej włóczki, którą spisałam już na starty, powstała jako eksperyment nad nową techniką szydełkową, całkiem wygodna poduszka.

A na sam koniec sezonu, z resztek gąbki tapicerskiej i setek metrów sznurka - absurdalna pufa. I tak proszę Państwa, to jest wbrew pozorom post właśnie o tej pufie. Od samego początku nie miała żadnego założonego kształtu, wzoru ani chociażby cienia koncepcji - był sznurek i była potrzeba mini stolika. W ten oto sposób powstał najbardziej niepasujący i niezwykle pozytywny mebel w moim domu :)

Poniżej etapy powstawania balkonu i pufy:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz