Niby już po sezonie, ale co tam, skoro pogoda może sobie
igrać ze mną, ja mogę z nią. Rower ciągle wyczekuje na kolejne podboje ścieżek
i obszernie zalega na balkonie, nim ostatecznie się poddam i sprowadzę go w
końcu do piwnicy. W tym czasie jest bezpośrednio narażony na moją manię
oszydełkowania wszystkiego, co znajduje się w permanentnym zasięgu moich dłoni.
Cóż.. tym razem oberwało się koszyczkowi, czyli części, która najwięcej
przeszła, była wgniatana, wyginana, a także wstrząsana. Słowem zasługuje na nieco
uwagi i dobrego potraktowania. Pokrowiec na jego sfatygowane ciało, powinien
być idealnym sposobem, aby ukryć pewne niedoskonałości i nadać mu nowy,
świeży i ciekawy wygląd.
To tyle w teorii.. w praktyce zabranie się za projekt,
zajęło trochę czasu. Początkowo zastanawiałam się od czego zacząć, ostatecznie
rozpoczęłam od podstawy, a następnie pięłam się w górę półsłupkami, okrążenie po okrążeniu.
Całość wykonana jest szydełkiem, wzór różyczek zaczerpnęłam
ze schematu do haftu, znalezionego w Internecie. Przerabianie wzorów haftowych
na szydełkowy jest bardzo czasochłonne i żmudne, ale jakąś niesamowitą frajdę
sprawia mi plątanie się w tych wszystkich nitkach, które trzeba przeplatać
między palcami i splotami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz