sobota, 20 sierpnia 2016

ani być, ani nie być - po prostu kreować

Nasze życie jest dokładnie takie, jakim pozwalamy mu być. I tutaj mogłabym skończyć, bo przecież niemal zewsząd krzyczą do nas złote porady "bądź Panem własnego losu", "to Ty odpowiadasz za swoje czyny" - blablabla... bardzo dużo mądrych słów, z których jak mniemam dla większości ludzi nic nie wynika, bo przecież życie płynie, a wiele zdarzeń wydarza się bez naszej woli i naszego wpływu na nie. Zatem, czy my w ogóle możemy panować nad swoim życiem i to jak ono wygląda?
Oczywiście pomijając kwestie dokonywania pewnych oczywistych wyborów, jak wybór ścieżki kariery, partnera i dalszych zabiegów związanych z rozwojem i pielęgnowaniem tego, co się już osiągnęło istnieje jeszcze kreowanie naszego życia emocjonalnego. To ono definiuje, czy czujemy się szczęśliwi, czy potrafimy czerpać radość z rzeczy, które już osiągnęliśmy i to ono decyduje o tym, jak poradzimy sobie z trudnymi momentami. Mamy ten piękny dar, że sami nadajemy chwilom i wydarzeniom znaczenie, musimy tylko wiedzieć, że to potrafimy. Ostatnio z moim przyjacielem rozmawiałam na temat kreowania własnych emocji, doszliśmy wspólnie do wniosku, że najważniejsza jest świadomość własnych emocji i ich rozpoznawanie. Aby to osiągnąć trzeba bardzo dobrze poznać siebie i mechanizmy, które wypracowaliśmy przez lata. Przykładów takich mechanizmów może być wiele i zależą oczywiście  od indywidualnej osobowości każdego z nas. Rozpoznanie momentu, w którym dany mechanizm zaczyna przystępować do działania jest bardzo ważnym momentem, ponieważ właśnie wtedy możemy wkroczyć do akcji i go zmodyfikować lub wręcz powstrzymać. To co chcę powiedzieć, to że sami sobie możemy w dowolnym momencie powiedzieć "STOP! Zobacz co właśnie zaczynasz robić". Wydarzenia, które dokonują się w naszym życiu mają dla nas takie znaczenie, jakie im przypiszemy. Ja jako osoba, która generalnie zawsze i wszystko bardzo mocno bierze do siebie, delikatnie mówiąc miałam ogromny problem, by czuć się swobodnie we własnym życiu. Pierwszy mechanizm jaki u mnie działa (z resztą do dziś skutecznie) to maskowanie uczuć, aby nikt się nie dowiedział, że właśnie zostałam dotknięta bądź zraniona. Efekt jest taki, że większość moich znajomych, uważa mnie za silną i twardą kobietę, która wyjdzie obronną ręką z każdej sytuacji (mhm... taaa, jasne). Mechanizm ten nie do końca mi się podoba, ale zdaję sobie z niego sprawę i rozważam na ile mogę go zostawić w takiej postaci (bo mi pomaga), a na ile lekko zmodyfikować (jeśli ktoś kiedyś widział jak płaczę, to miał okazję zobaczyć właśnie efekt modyfikacji, czyli dania sobie czasem na luz i ukazania rąbka ludzkiej twarzy). W następnym kroku zaczynam rozgrzebywać zastaną sytuację, czyli jeśli ktoś powiedział mi, coś co mogło mnie w jakiś sposób zranić lub po prostu znacząco wplynąć na mój nastrój, zanurzam się w tym uczuciu i nie daję mu odejść przez kilka dni, czasem tygodni, a czasem nigdy (tak się rodzą kompleksy!). W takiej sytuacji właśnie potrzebna jest świadomość tego, co zachodzi w naszej głowie, czyli "ups, zostałam właśnie zraniona", a w kolejnym etapie "już wiem, jak się to skończy (zacznę pochylać się nad wydarzeniem, rozdrapywać je na mniejsze kawałki, zastanawiać się czy mogłam temu jakoś zapobiec, a potem żeby czuć zgodność w głowie sprowadzę wszystkie myśli na ciemną stronę...)". To jest właśnie ta chwila, kiedy można powiedzieć sobie STOP, i uznać (dokładniej rzecz biorąc to wmówić sobie), że aktualna sytuacja, wcale nie ma dla nas aż tak wielkiego znaczenia, że takie sytuacje będą się jeszcze wydarzać, że jeśli pogrążymy się w smutku, to w zasadzie poza stratą czasu nic tym nie osiągniemy. To, co sobie mówić w takiej chwili zależy oczywiście od sytuacji, nie zawsze jest ona prosta a rozwiązanie tak oczywiste, jak poklepanie samego siebie po ramieniu, a na koniec kopnięcie lekko w zadek - nope.. bywa dużo trudniej. Niestety jak wszystko w życiu, nie przychodzi to łatwo i wymaga sporo czasu, praktyki i przede wszystkim chęci. Zmiana jest jednak możliwa i możliwe jest pełne sterowanie własnym życiem. Nie zawsze proces ten przebiega szybko. Rozwód/rozstanie, śmierć bliskiej osoby, ciężka lub uciążliwa choroba, brak wiary w siebie - to są te najtrudniejsze historie, które potrafią zawładnąć życiem każdego. Akurat są to tematy, o których dowiedziałam się już całkiem sporo i wiem, jak trudno wtedy uruchomić pozytywne myślenie, ale też już wiem, że warto.

Pozytywne myślenie to również przedmioty, którymi się otaczam i energia, którą wkładam w ich wykonanie. Do mojego buddyjsko-szamańskiego zakątka trafił właśnie szydełkowy łapacz snów. Od niemal grudnia nie mogłam zmobilizować się, żeby wykończyć całość piórkami, jednak po tym jak otrzymałam prezent od 5razones (koszulka z neonowymi piórkami), czas i chęci same przyszły :) Tak oto się prezentuje mój pierwszy łapacz snów :)




2 komentarze:

  1. Bardzo ładnie i mądrze napisane!
    Jestem pewna, że nikt inny tylko my sami mamy wpływ na kreację naszej rzeczywistości.
    Trzeba "tylko" pokochać siebie i obdarzyć szacunkiem nasze emocje i odczucia, które bez poszanowania i rozumienia potrafią nas zagonić w tzw. kozi róg.
    A swego rodzaju amulety, feng shui i inne energodajne rzeczy oczywiście pomagają.
    Czy mogę być kolejna w kolejce po ten fantastycznie estetyczny łapacz snów? :)

    OdpowiedzUsuń