Do mojej kolekcji szydełkowych robótek dołączyła jakiś czas temu chusta do tańca. Pochłonęła całkiem sporo zimowych wieczorów, zwłaszcza, że wykonana została bardzo cienkim szydełkiem, przy którym człowiek ma wrażenie, że praca wcale nie posuwa się do przodu. Samą chustę skończyłam już jakiś czas temu, ale czym jest tribalowa chusta bez pasa? I to kolejny element, któremu poświęciłam sporo uwagi, głównie rozmyślając i planując, z czego go wykonać, aby uniósł całkiem ciężkie ozdóbki. W końcu udało mi się zakupić dwa długie gumowe pasy, za które zapłaciłam istne gorsze w jakiejś supermarketowej przecenie.
niedziela, 18 maja 2014
niedziela, 4 maja 2014
Apetyczny mus do ciała
Obiecałam sobie, że będę pisać tylko o ciekawszych produktach, które w kategorii kremów uda mi się osiągnąć – zwłaszcza, że bloga prowadzę głównie dla siebie samej.
Balsam jak balsam, przyzwyczajona już do dobrodziejstw składników naturalnych uznałam, że będzie to zwyczajne smarowidło na co dzień. Sporządziłam na szybko w notatniku proporcje dla 300g kremu. Standardowo rozpuściłam składniki, odczekałam aż przestygną i wlałam fazę olejową do wodnej i... mieszadełko nie dało rady. Masa okazała się zbyt gęsta i ciężka. Dosłownie 40 minut wcześniej nie udało mi się ubić śmietany do ciasta, a teraz TO! Lekko poirytowana chwyciłam za ostatnią deskę ratunku, czyli blender. Miksowałam krem ponad 5minut, aż składniki dobrze się połączyły, a masa była jednolita i dobrze napowietrzona. Gotową masę przelałam do słoiczków. Wszystko wyglądało przyzwoicie. Schowałam krem do lodówki i zostawiłam go tam na całą noc. Rano, po porannym prysznicu ruszyłam lekko zniechęcona w stronę kuchni i lodówki, wyciągnęłam słoiczek z kremem, postawiłam przed sobą. Mój lekko zaspany umysł gotowy był na wszystko, ale nie na tak pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że krem w swojej konsystencji jest puszysty i przypomina delikatny mus albo, jak kto woli, ubitą śmietankę. Rozprowadzał się cudownie, delikatnie, a dodatkowo po całej nocy przeszedł zapachem masła kakaowego neutralizując zupełnie woń masła karite (której swoją drogą nie lubię). Soł, hał aj mejd it:
Balsam jak balsam, przyzwyczajona już do dobrodziejstw składników naturalnych uznałam, że będzie to zwyczajne smarowidło na co dzień. Sporządziłam na szybko w notatniku proporcje dla 300g kremu. Standardowo rozpuściłam składniki, odczekałam aż przestygną i wlałam fazę olejową do wodnej i... mieszadełko nie dało rady. Masa okazała się zbyt gęsta i ciężka. Dosłownie 40 minut wcześniej nie udało mi się ubić śmietany do ciasta, a teraz TO! Lekko poirytowana chwyciłam za ostatnią deskę ratunku, czyli blender. Miksowałam krem ponad 5minut, aż składniki dobrze się połączyły, a masa była jednolita i dobrze napowietrzona. Gotową masę przelałam do słoiczków. Wszystko wyglądało przyzwoicie. Schowałam krem do lodówki i zostawiłam go tam na całą noc. Rano, po porannym prysznicu ruszyłam lekko zniechęcona w stronę kuchni i lodówki, wyciągnęłam słoiczek z kremem, postawiłam przed sobą. Mój lekko zaspany umysł gotowy był na wszystko, ale nie na tak pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że krem w swojej konsystencji jest puszysty i przypomina delikatny mus albo, jak kto woli, ubitą śmietankę. Rozprowadzał się cudownie, delikatnie, a dodatkowo po całej nocy przeszedł zapachem masła kakaowego neutralizując zupełnie woń masła karite (której swoją drogą nie lubię). Soł, hał aj mejd it:
Subskrybuj:
Posty (Atom)